SSR Piotr Grenda

 

Sygn. akt I C 2217/15 Sąd Rejonowy dla Warszawy – Mokotowa w Warszawie, Wydział I Cywilny, wyrok z dnia 15 grudnia 2015.
SSR Piotr Grenda

Pozew o kredyt indeksowany Banku Millenium (czyli kredyt z klauzulą nr 3178 z Rejestru UOKiK).

Sędzia przyznaje co prawda, że zaskarżane w umowie postanowienia noszą cechy abuzywności i właściwie nie powinny wiązać powoda umową z pozwanym bankiem, natomiast “W związku z tym powstaje pytanie, czy wykreowanie stosunku prawnego, zasadniczo odmiennego od tego, który był przedmiotem intencji stron przy zawarciu umowy nie jest zbyt daleko idącą konsekwencją uznania postanowień umownych za niedozwolone. Przede wszystkim, należy zwrócić uwagę, iż takie stwierdzenie powoduje niekorzystne skutki finansowe dla udzielającego kredytu związane z zastosowaniem niskiego oprocentowania charakteryzującego kredyty walutowe dla kredytu złotówkowego.”

Oto sędzia sądu powszechnego, stojąc oczywiście na straży prawa i sprawiedliwości, bez cienia wstydu wyraża wzruszającą wprost troskę o los banku, który w umowie zastosował postanowienia niedozwolone, naruszające rażąco interesy konsumenta (co sam sędzia z podziwu godną szczerością przecież przyznaje). Sytuacja jest więc zupełnie abstrakcyjna. Można to zobrazować przez prostą analogię do sytuacji złodzieja i jego ofiary: sąd, stwierdzając, że złodziej ukradł, jednocześnie zdaje się dbać nie o los poszkodowanego, ale o dobro złodzieja, poddając w wątpliwość słuszność pozbawienia złodzieja całego łupu, pomimo że jest bezspornym, iż złodziej ukradł.

Sędzia Grenda pyta więc kolegów "po todze" z wyższej instancji, czy tak w ogóle to aby na pewno można zastosować wobec banku sankcję nieważności abuzywnego zapisu, skoro przyprawiłoby to bank o zbyt duże straty finansowe...

A co z poszkodowanym w ten sposób kredytobiorcą? Wydaje się niestety, że nie jest to problem, który w najmniejszym stopniu zaprzątałby myśli sędziego Grendy - skoncentrowanego wyłącznie na losach banku, któremu zagrażają dość bolesne przecież, finansowe konsekwencje uznania przeliczenia kredytu na franki "po kursie z tabeli banku" za abuzywne - czyli niewiążące.

Czy w cywilizowanym kraju niezawisły sąd powinien wyrażać troskę o dobro banku w sytuacji, gdy prawo bardzo jednoznacznie mówi, co należy zrobić, gdy bank w umowie zastosował postanowienie rażąco naruszające interesy konsumenta oraz sprzeczne z dobrymi obyczajami? Czy sąd jest od oceniania, czy należy bank pozbawić całości zysku na nielegalnej klauzuli, czy może jedynie jakiejś części tego zysku, żeby się bankowi nie zrobiło przykro? A co z kredytobiorcą? Jemu może być przykro? Czyżby w myśl zasady "kto by się tam przejmował jakimś kredytobiorcą"?

Sędzia Grenda zdecydował, że nie jest w stanie wziąć na swoje (mikre?) barki odpowiedzialności egzekwowania surowego prawa wobec banku i próbował opisywanym tu orzeczeniem przerzucić tą odpowiedzialność na sąd wyższej instancji, orzekając "jak w sentencji". Sąd wyższej instancji na nieszczęście sędziego Grendy nie podjął tej gry i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sędziego Grendę.

Z tego względu sędziemu Grendzie należą się chyba wyrazy współczucia, ponieważ wszystko na to wskazuje, że jednak będzie musiał, choć, jak widać, tak bardzo przecież nie chce...

 

Lektura tego orzeczenia skłania ku nieuchronnej refleksji natury ogólnej, czy sędzia orzekający w sprawie kredytobiorcy przeciw bankowi (lub w sprawie banku przeciw kredytobiorcy) może mieć w banku (jakimkolwiek banku) jakiekolwiek kredyty, bądź lokaty, czy też mieć ich nie powinien. Bo czy sędzia zadłużony bądź "ulokowany" w banku aby na pewno będzie tak do końca obiektywny w wydawaniu swojego osądu? 

 

 
Script logo